Przy drugim dziecku nie popełniłam tego błędu.
***
Miętus muzykę pokochał. Całym sobą. Odkąd skończył 7-8 miesięcy zaczął grać na czym się dało co w praktyce sprowadzało się do uderzania wszystkim o wszystko aby wydać jakikolwiek dźwięk. Na pierwsze urodziny, jak przystało na przesądnych rodziców, postanowiliśmy powróżyć i sprawdzić kim zostanie w przyszłości. Położyliśmy przed nim długopis, kredkę, książkę, kieliszek, krzyżyk, piłkę, banknot i harmonijkę Taty. Sięgnął po harmonijkę i kieliszek z wódką. Tfu. Na psa urok.
***
Jak zaczął chodzić, wygrzebał nie wiadomo skąd flet Taty. I zaczął dmuchać. Potem doszła harmonijka. Potem prośby do Ojca by wyciągnął gitarę. Potem popełniliśmy kolejny błąd i kupiliśmy mu pod wpływem głupiego impulsu małe zabawkowe pianinko. Ojciec Chrzestny dał w prezencie cymbałki. Babcia pokazała, że można pałeczką stukać o różne zabawki i wydają one różne dźwięki. Dziadek był jeszcze lepszy, dał mu drewniane łyżki i stare garnki. Przeklinam ich wszystkich z sobą włącznie.
***
Miętus powoli zaczął posługiwać się ludzką mową. Ale o ile mówienie nie sprawiało mu szczególnej frajdy (przynajmniej na początku), to śpiewanie owszem tak. Od 2 miesięcy śpiewa nieustannie. Rano żeby nas obudzić. W kuchni do śniadania. Na spacerze w parku. Nic to, że dookoła obcy ludzie, że ktoś się dziwnie patrzy. W sklepie. W żłobku. W samochodzie. W gościach. W pogodę i w niepogodę. W autobusie. W windzie. W kąpieli. Kładąc się spać. Ciągle i nieustannie. Zaklinam by przestał, nie pomaga. Stosuję różne egzorcyzmy. By choć na chwilkę odwrócić uwagę. Moja magia wobec jego magii jest zbyt słaba.
***
Teraz Tedi, choć ma niecałe pół roku, zaczyna mu wtórować.
***
MarzÄ™ o chwili ciszy.
***
I dam Wam dobrą radę. Zanim wpadniecie na genialny pomysł by dziecko czymś zainteresować, by rozwijać w nim pasje, przemyślcie to trzy razy. Co ja mówię! Przemyślcie to dziesięć razy. Albo sto. Potem może być już za późno.
PS. A tak swoją drogą, ciekawa jestem: co sądzicie o próbie tak wczesnego zaszczepiania dziecku pasji? Czy to ma w ogóle sens? Czy to nie przesada puszczać dziecku w brzuchu muzykę? Zabierać półtorarocznego malucha na zajęcia umuzykalniające? Ja cały czas, mówiąc szczerze, mam wątpliwości...





